Nie chcesz wylecieć z pracy? Kurs Excel!

Zawsze chciałem zacząć artykuł od środka. Pominąć wstęp i od razu wrzucić treściwy kontent. Ale czy to aby na pewno ma sens. Czym byłby artykuł bez wstępu? Czy czytelnik zrozumiałby w ogóle co chcę mu przekazać? Może chociaż napiszę tekst bez tytułu? Eh, kiedyś na pewno… Teraz obiorę inny kurs. Excel wymaga choćby krótkiego wprowadzenia, choć… zresztą.

Kurs Excel!

Excel w praktyce i wyobraźni

Widzisz z artykułem bez wstępu jest jak z brakiem znajomości chociażby podstaw Excela. Przychodzisz do „młodej, prężnie rozwijającej się firmy, oferującej stabilne warunki zatrudnienia i atrakcyjne wynagrodzenie” – uwielbiam ten zapis w ofertach – i klops. Wiele osób, chcąc lepiej wypaść przed przyszłym przełożonym, nieświadomie wypisuje – dobra, nazywajmy rzeczy po imieniu – sztucznie zawyża swoje kwalifikacje w CV. „Excel? Zaawansowany! A jakże!”. Jednak, gdy wejdą do wielkiego świata zamkniętego w szklanym biurowcu, rzeczywistość okazuje się brutalna.

Pierwsze zadanie od nowego pracodawcy – dogłębna analiza danych. Tabele, wykresy i te sprawy. Do roboty! Otwierasz program. Wydaje Ci się, że obsługa Excela to pryszcz. Przecież w liceum na informatyce nauczycielka wałkowała to przez cały semestr.

Lecz nagle okazuje się, że słońce szybko zakrywają czarne chmury.

„Zaraz, jak to się obsługiwało? Co to za przyciski? Jak działają te wszystkie funkcje? Miało być prosto… eh, ten diabelny Excel. Samouczek Microsoftu. Tak! Albo nie, on jest jakiś dziwny. Wiem, szybki „research” w Google! Excel krok po kroku! Matko, ile materiału, a terminy gonią. Wyleją mnie…”.

Widzisz? Tak to działa. Najpierw coś chlapniemy, a potem zastanawiamy się nad konsekwencjami. Aż przypominałem sobie pewną historię z życia wziętą. W głównych rolach występują szkolenia z Excela i moją przyjaciółka Agnieszka. Nie idź po popcorn, to naprawdę bardzo krótka anegdota.

Szkolenie z Excela – wybawiciel Agnieszki

Aga zaraz po studiach znalazła pracę w „prężnie rozwijającej się firmie”. Wcześniej – jakżeżby inaczej – nazmyślała w CV o ponadprzeciętnej znajomości Excela. Nikt dogłębnie nie sprawdził jej kompetencji, lecz bardzo szybko wyszło szydło z worka. Dywanik u szefa. Pogadanka. I co? Zwolnili ją? Nie. Takiego CEO można ze świecą szukać. Dał jej drugą szansę.

„Widzi Pani, udam, że nic się nie stało, a Pani znajdzie sobie dobry kurs Excel od podstaw. Rozumiemy się?”.

To jedna z tych chwil, które pamięta się do końca życia.

Pewnie zastanawiasz się co było dalej?

Wyszukiwarka i „poradniki Excel krok po kroku”. To nie zdało egzaminu, lecz pojawiła się kolejna szansa. Kursy komputerowe, a precyzyjniej – „kurs Excel Łódź”. Szukać też trzeba umieć. Pierwszy wynik. Sponsorowany? Nie, nie. Pierwszy normalny. Excel podstawowy. Klik i już. Głęboki oddech. Szkolenie odbyte. A może jeszcze Excel zaawansowany? Jak szaleć do szaleć! Szybki kurs i po chwili certyfikaty prężyły się na ścianie w biurze Agnieszki.

Wiesz jaki był finał tej sytuacji?

„Zwolnił ją w końcu?”.

Nie, nic z tych rzeczy. Szef zauważył u Agi ogromną poprawę w efektywności pracy i… zorganizował szkolenie z Excela dla całego działu. Rozumiecie to? Tak profilaktycznie. Hojny szef, prawda?

 

Jaki morał płynie z tej opowiastki? Jeśli chcesz uniknąć sytuacji, w której znalazła się Agnieszka zajrzyj tutaj: http://www.edukey.pl/szkolenia/office-excel/ms-excel. Szybki kurs Excela i już tak prędko Cię nie zwolnią.

Chyba, że podpadniesz na innym polu…